maja 27, 2023

Nie jestem osiołkiem. Recenzja filmu Duchy Inisherin

Nie jestem osiołkiem. Recenzja filmu Duchy Inisherin

„Duchy Inisherin” to komediodramat w reżyserii Martina McDonagha, którego światowa premiera odbyła się 5 września 2022 roku. W główne role – Pádraica i Colma – wcielili się Colin Farrell i Brendan Gleeson. Film w tym roku otrzymał wiele nominacji do Oscara (m.in. w kategorii Najlepszy Film), jednak nie udało mu się żadnego zdobyć. Chociaż bardzo trzymałam za niego kciuki na gali rozdania statuetek. Fabuła „Duchy Inisherin” rozgrywa się na wyspie położonej na zachód od wybrzeży Irlandii, którą zamieszkuje dwójka wieloletnich znajomych. W pewnym momencie jeden z przyjaciół decyduje się całkowicie zerwać relacje i uznaje, że nie lubi drugiego. Ta decyzja niesie ze sobą nieoczekiwane konsekwencje.

W pierwszej kolejności omówię film pod kątem fabularnym, ponieważ moim zdaniem historia stanowi najważniejszy element większości ekranizacji. Duchy Inisherin są wyjątkowe pod tym względem, ponieważ zawierają w sobie wiele przekazów. Film porusza takie motywy jak samotność, przyjaźń i miłość. Jednak szczególnie skupia się na temacie ludzi przesadnie miłych, a konkretnie na postaci Pádrica, jednego z głównych bohaterów. To właśnie z tego powodu Colm zrywa z nim przyjaźń. Starzec zaczyna silnie odczuwać upływające lata. Uważa siebie za myśliciela, a także potrafi świetnie grać na skrzypcach. Chce pozostać w ludzkiej pamięci na dłużej i zdobyć sławę. Dlatego nie dziwi fakt, że po wysłuchaniu dwugodzinnej historii Pádrica o odchodach osiołka, decyduje się zmusić przyjaciela do zakończenia długoletniej przyjaźni. W końcu, jaki jest sens takiej rozmowy? W tamtym momencie zdecydowanie rozumiałam postawę Colma. Gdybym tylko usłyszała temat rozmowy, pewnie od razu powiedziałabym: "Dziękuję, już sobie pójdę". Na tym właśnie polega różnica między Colmem a Pádriciem ten pierwszy myśli o osiągnięciu czegoś, podczas gdy drugi jest skoncentrowany na życiu na wyspie i nie widzi problemu w codziennej, monotonnej pracy, o ile tylko ma przyjaciela, z którym może pójść do karczmy i porozmawiać. Dla Colma takie życie jest nie do zniesienia i pozostawia niesmak w jego artystycznej duszy.
 

Z kolei Siobhán, siostra Pádrica, nieustannie myśli o wyjeździe poza wyspę. Jest bardzo mądra i oczytana. Podczas jednej z kłótni nawet wytknęła Colmowi, że pomylił się z wiekami, w których żył Mozart. Kobieta nie potrafi się odnaleźć w społeczeństwie na wyspie. Nie nawiązała tam  z nikim bliższych relacji. Jedynie starsza pani, przed którą rodzeństwo zazwyczaj chowa się za murkiem, od czasu do czasu przychodzi ich odwiedzić. Siobhán boli, podobnie jak Colma, upływający czas i brak jakichkolwiek działań ku osiągnięciu czegoś. Dodatkowo, siostra Pádrica sprawia wrażenie niezadowolonej również w kontekście miłosnym. Gdy rozmawiała z Dominiciem przy jeziorze, było to dla mnie niesamowicie emocjonującym wydarzeniem. Sama nie do końca rozumiem dlaczego, chyba po cichu liczyłam, że oboje znajdą w sobie szczęście. Obie postacie bardzo lubiłam, mimo że pasowali do siebie jak ogień i woda. Natomiast jeśli chodzi o Dominica, to stanowił on dla mnie prawdziwą zagadkę. Trzeba przyznać, że Barry Keoghan świetnie odegrał swoją postać. Wydawał się być nierozgarniętym chłopakiem, a jednak w czasie rozmów z Pádriciem zaskakiwał mądrymi słowami i wykazywał dużą empatię. Dodatkowo, trzeba wspomnieć o relacjach Dominica z ojcem. Jak można się domyślić, nie dogadywali się w ogóle. Dominic był wielokrotnie przez niego bity i musiał szukać miejsca do przenocowania poza domem.
 
 
Jak widać, można wiele opowiedzieć o fabule tego filmu. Postacie były świetnie wykreowane i w bardzo naturalny sposób przedstawione. Podczas seansu w żadnym momencie nie odczułam, aby aktorzy odgrywali swoje role, po prostu stali się tymi bohaterami. Moim zdaniem szczególne uznanie należy się Colinowi Farrellowi za rolę Pádrica oraz Barry’emu Keoghanowi za kreację Dominica. Keoghan w sposób przekonujący ukazał, że jego postać dogłębnie stara się zajrzeć w myśli Pádrica i że jest wyrzutkiem społecznym poszukującym przyjaźni, a w tym również osoby o dobrym sercu – całkowitej przeciwności swojego ojca, dla którego nie ma znaczenia, kogo zabija. Jedynym minusem, który dostrzegam w tym filmie, jest postać Dominica. Bardzo polubiłam tę postać i uważam, że twórcy powinni poświęcić jej więcej uwagi. Zdecydowanie zasługiwał na lepsze wyjaśnienie swojego historii. Oprócz tego, nie dostrzegłam więcej wad w ekranizacji. Mimo to, nie czuję, aby był to jeden z moich ulubionych filmów. Czasami stawał się przewidywalny, a ja mam tendencję do analizowania i robienia przedwczesnych domysłów dotyczących linii fabularnej. Chociaż muszę przyznać, że były momenty, w których film wzbudzał we mnie wielkie emocje. Nieraz zdarzyło mi się płakać lub przynajmniej mieć łzy w oczach. Colin Farrell zagrał świetnie i zdołał mnie oczarować jako głupiutki, kochający mężczyzna, który pragnie odzyskać przyjaciela.
 
 
Podsumowując, Duchy Inisherin to z pewnością film, który warto obejrzeć. Ekranizacja na pewno pozostanie ze mną na dłużej, ponieważ mam słabość do fabuł z prostym przekazem, a ta pokazuje coś tak powszechnego jak przyjaźń, samotność i miłość w sposób bardzo przekonujący i naturalny. Mimo że te tematy były już wielokrotnie poruszane, ten film nie daje odczuć, że wałkowane są one po raz kolejny. Bardzo żałuję, że pomimo tylu nominacji, Duchy Inisherin nie otrzymały żadnego Oscara. Nie mam wątpliwości, że twórcy zasługiwali na tę nagrodę, ponieważ aktorstwo, fabuła i reżyseria są na bardzo wysokim poziomie.


Copyright © Kolorowa Iguana , Blogger